Translate

środa, 4 czerwca 2014

Kształcenie zintegrowane w IIb

Duni bardzo zależało, żeby któryś z rodziców pojawił się w szkole na lekcji otwartej. Niestety ja wiadomo w tych godzinach jestem w pracy, a i Rafałowi wypadła służba. Zaproponowałam córce, by zaprosiła dziadków. Dziadkowie się zgodzili, ale jednak babci wypadła pilna praca i nie dałaby rady, a dziadek sam nie pójdzie... Stanęłam na wysokości zadania i wzięłam pół dnia urlopu. 

Wychowawczyni usadziła nas na ławeczkach pod szafkami z tyłu, na całe szczęście zabrakło dla mnie ławeczki i dostałam krzesełko, też niewysokie, ale jednak. Benia w ciąży - do narodzin 10 dni - też krzesełko dostała.
Temat lekcji skupiał się wokół świąt czerwcowych, ale nie wczorajszego dnia dobrej oceny, a dniu matki, dziecka i zbliżającego się dnia ojca.
Uczniowie dużo się głosili, dwóch chłopców to właściwie większość lekcji miało ręce w górze.
Ze dwa razy pani wyciągała dzieci z ławek na środek - na dywanik - by pokazały lekcje ruchowo, na przykład jak pomagają w domu. Miały prać na tarze, odkurzać, wycierać kurze - taka gimnastyka. Przy okazji takich tematów okazuje się, że dzieciaki nie znają staropolskich słów "zawadzać" nie wiedzą co to tara. Za chwilę zaczyna z nimi liczyć na wyrywki - las rąk w górze.
Wiecznie huśtający się na krześle Piotrek - upominany przez wychowawczynię i niszczący nogą od krzesła trampki Karol - upominany przez mamę, co chwilę ktoś podchodził do kosza i temperował ołówek - plaga jakaś.


Takie to nauczanie zintegrowanie bardzo lekkie - przedszkole.  
Lekcji towarzyszył śmiech rodziców, widać było, że dzieciaki bardzo chcą dobrze wypaść, każde chociaż raz, żeby się pokazało. Do tablicy multimedialnej rwały się na wyścigi - czy rzeczowniki, czy tabliczka mnożenia, nie miało znaczenia.
Pewnie, że niektórym udało się za często, a inne jakoś tak po tyłach, ale w sumie tak było jest i będzie.
Dosłownie miało się wrażenie, że dzieci kochają się uczyć!
Pod koniec dzieciaki już były zmęczone i zaczęły przeszkadzać - pewnie zachowywać się normalnie. 



W klasie strasznie gorąco i duszno mimo otwartych okien. Jak tam mają taką temperaturę, gdy na zewnątrz zimno i deszczowo, to nie chcę tam być w upały.  

Bardzo fajne dwie godziny, ja dumna z siebie, że się wybrałam, Dunia zadowolona, że jej mama była! 
Za tydzień idę z nimi na wycieczkę klasową! 

A Lolek - zawsze uważał, że to obciach zapraszać rodziców - wczoraj, po moich opowieściach, pozazdrościł siostrze i oznajmił, że jeśli u niego w klasie będzie taka akcja, to też muszę przyjść. Uczynię to z wielką radością, tylko czy w VI b zrobią lekcję pokazową?

8 komentarzy:

  1. Grunt, ze dzieci byly zadowolone i mogły pojazać na co je stać.A i Ty mialaś pol dnia wolnego:)))))to kiedy kolejna lekcja pokazowa.Pozdrawiam serdecznie:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieci dumne jak maga w zupie! hehehe A kolejna lekcja to pewnie w następnym roku szkolnym, teraz to już każdy jedną nogą na wakacjach ;-)

      Usuń
  2. Bardzo ciekawy blog,dzieci są najważniejsze bo muszą być zdrowe i uśmiechnięte.Buziaki dla was.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj,
      dokładnie, najważniejsze zdrowie, resztę można kupić ;-)

      Usuń
  3. ---------/ *SERDECZNIE!
    ------------- ///***WITAM
    ----------( | (.) (.)DZIEŃ!
    -------o00o--(_)--o00o DOBRY!
    ♥♥¸.•*´•♥*♥•`*•.¸♥♥

    Zapisałam sobie blog i będę zaglądać.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzieci są zawsze serduchem dla wszystkich.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawy pomysł i pewnie niezłe przeżycie! A przy okazji pewnie trochę taki powrót do własnych szkolnych lat.
    Pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
  6. To prawda, z takim rozżaleniem człowiek patrzy na te ławki, ale prawdę mówiąc ja się cieszę, że już nie muszę ;-)

    OdpowiedzUsuń