Translate

piątek, 10 października 2014

Inna chwila



Sieroctwo boli w każdym wieku.
Zła strona rodzenia późno to właśnie strata rodziców w tak młodym wieku, moje starsze siostry już pod 60, już po 50...
Ale przecież śmierć nie wybiera tylko starców, więc nie mam się co mądrzyć. Dzieci tracą matki w wieku kilku lat, rodzice tracą dzieci...
Można by rzec, że w tej rzeszy szczęściara ze mnie...
Czas się zatrzymał...
Mam mieć teraz czas na przejrzenie albumu, wspomnienie jak to było z Nimi, jak to było, kiedy się wie, że Rodzice są, ale już żyje się gdzie indziej, swoim życiem.
Wokół życie płynie normalnie. Drugi raz mam ten sam wstrząs, życie płynie dalej, a to tylko ja i moje siostry mają inna chwilę...
Piątego października, w niedzielę rano zmarł mój tato... Nie dożył do 80, chociaż dzisiaj to już taki wydawałoby się młody wiek...
Szpital go zniszczył, szpitala on nienawidził i pewnie to dolało oliwy do ognia.
Samą śmierć miał spokojną, nad ranem, w domu, bezpiecznie, wśród tych, którzy kochają i dbają, tych których chcą go mieć przy życiu tu na ziemi. Najmłodsza ukochana córka chciała podać śniadanie, a jego duszy już nie było. Próbowała robić sztuczne oddychanie, reanimować. Wezwała pogotowie, ale oni stwierdzili zgon.
Poszedł do swojej żony, teraz razem się cieszą zdrowiem, młodością, a my musimy się z tym pogodzić - taka kolej rzeczy. 

Najpierw im było smutno, gdy my po kolei oddalałyśmy się w swoich nowych rodzinach, dzisiaj nam jest smutno, bo odeszli do domu Pana. 
Takie życie, taka kolej.

Spotkania rodzinne najliczniejsze na pogrzebie.

20 września bawiliśmy się na weselu siostrzenicy. Radość, śmiech, zabawa do rana. Dunia nie chciała wracać do domu przed końcem zabawy, ale byli już tak padnięci, że trzeba było wracać.

Dwa i pół tygodnia później spotykamy się w dużo większym gronie na jakże innej uroczystości, przepełnionej smutkiem, goryczą. Proboszcz wygłosił piękne kazanie o tym jak nasi Rodzice są teraz szczęśliwi, o tym, że kiedyś tam się znowu spotkamy. Nowe, lepsze narodziny.
Tak boli, tak ciężko dalej ze świadomością braku rodziców. Już go nie dotknę, nie przywitam, już nie zobaczę go w rogu fotelu, nie poczuję na swoim policzku jego nieogolonej twarzy... 

Żyjemy nadal tutaj. Jak to pogodzić? Powinnam zostawić na chwilę wszystko, ale życie toczy się dalej, dalej gna, nie wiadomo gdzie i po co... 

Wszyscy i tak kończymy w tym jednym miejscu...