Wczoraj o godzinie 9:00 klasy 1-3 miały
zakończenie roku szkolnego, po nich, o godzinie 10:30 ta radość spotkała klasy 4-6!
Po trudach roku szkolnego udaliśmy się - jak co roku - na lody. Piąty rok robimy to w tym samym składzie, drugi rok Dunia także jako uczennica.
Oczywiście były także przechwałki, ale na te mogli sobie pozwolić!
Pogoda
dopisała, wspaniały spacer do Delicji ulicami miasta, chwila koncertu
na Starówce i sama radość, że wreszcie mają więcej wolnych dni i plany
wyjazdów.
Wakacje trwają rozpoczął się pierwszy weekend. Póki co jeszcze domowo. Nad morze wyjeżdżamy w połowie lipca.
Przez dom już zaczynają przebiegać tabuny dzieciaków - przyjaciele naszych dzieci. Trampolina podskakuje, kijki do hokeja na trawie trzaskają - a to dopiero pierwszy dzień!!
Nim zaczęliśmy świętować Boże Ciało musieliśmy się przygotować. Dwie koleżanki z pracy przyniosły mi płatki kwiatów do koszyka, z naszego ogrodu też miałam sporo, więc tu byliśmy przygotowani. Dzień wcześniej była próba, ale niewiele dziewczynek dopisało... Z dziewczynek komunijnych może była piątka, rocznicowych trzy i kilka maluszków. Ilość żadna do zrobienia próby, katecheta też się nie pokazał... Zarządzała jakaś pani i ministrant, przekazali dzieciom formułkę, zrobiliśmy jedno kółeczko i po próbie. Szkoda czasu, smutek...
Jak próba pokazała, sypanie kwiatków było takie sobie, oczywiście ksiądz pod nogami płatków miał sporo, a w sumie o to chodziło! Katecheta i katechetka się nie pokazali. Czyży aż tak narósł problem między nowym proboszczem, a "starymi" katechetami? Mam nadzieję, że się mylę, ale przygotowania do komunii zgrzytały momentami, a teraz było jak było. Szkoda tylko, że przez wzgląd na dzieci nie można być ponad to...
Nie wszystkie dziewczynki komunijne miały koszyki z kwiatkami. Nam kwiatów zabrakło pod koniec drogi do ostatniego ołtarza i Dunia była zadowolona, że ma tak długo, niektóre koszyki były puste dużo wcześniej... No cóż Boże Ciało późno, albo wegetacja roślin była za szybka i sporo kwiatów już wcześniej się posypało. Ja sama trzymałam płatki piwonii w lodówce!
Po procesji zrobiliśmy wreszcie zdjęcia w albie pięknego słonecznego dnia, co nam nie było dane w dniu komunii...
Potem ognisko i zabawa u dziadków.
Cały weekend pogoda dokazywała. Było słońce, były krótkie, aczkolwiek intensywne ulewy.
W Boże Ciało powinniśmy częstować tortem,
ale przyjęcie urodzinowe Lolka zrobiliśmy w piątek i zdmuchnął świeczki
12 LAT!
Wprawdzie zapowiedziałam mu dużo wcześniej, że w tym roku nie będzie miał urodzin, bo w tym dniu jest ważniejsze święto, ale nie dał mi wiary i śmiał się, że ona ma "boskie ciało"
Weekend to spacery, ognisko, a nawet kino "Jak wytresować smoka 2"
Było radośnie, rodzinnie - bosko!
Przed nami ostatni tydzień szkoły, a potem wielkie szaleństwo i dla dzieci i dla rodziców szukających opieki dla swoich pociech!!
Duni bardzo zależało, żeby któryś z rodziców pojawił się w szkole na lekcji otwartej. Niestety ja wiadomo w tych godzinach jestem w pracy, a i Rafałowi wypadła służba. Zaproponowałam córce, by zaprosiła dziadków. Dziadkowie się zgodzili, ale jednak babci wypadła pilna praca i nie dałaby rady, a dziadek sam nie pójdzie... Stanęłam na wysokości zadania i wzięłam pół dnia urlopu.
Wychowawczyni usadziła nas na ławeczkach pod szafkami z tyłu, na całe
szczęście zabrakło dla mnie ławeczki i dostałam krzesełko, też
niewysokie, ale jednak. Benia w ciąży - do narodzin 10 dni - też
krzesełko dostała.
Temat lekcji skupiał się wokół świąt czerwcowych,
ale nie wczorajszego dnia dobrej oceny, a dniu matki, dziecka i
zbliżającego się dnia ojca.
Uczniowie dużo się głosili, dwóch chłopców to właściwie większość lekcji miało ręce w górze.
Ze
dwa razy pani wyciągała dzieci z ławek na środek - na dywanik - by
pokazały lekcje ruchowo, na przykład jak pomagają w domu. Miały prać na
tarze, odkurzać, wycierać kurze - taka gimnastyka. Przy okazji
takich tematów okazuje się, że dzieciaki nie znają staropolskich słów
"zawadzać" nie wiedzą co to tara. Za chwilę zaczyna z nimi liczyć na
wyrywki - las rąk w górze.
Wiecznie huśtający się na krześle Piotrek - upominany przez wychowawczynię i niszczący nogą od krzesła trampki Karol - upominany przez mamę, co chwilę ktoś podchodził do kosza i temperował ołówek - plaga jakaś.
Takie to nauczanie zintegrowanie bardzo lekkie - przedszkole.
Lekcji towarzyszył śmiech rodziców, widać było, że dzieciaki bardzo chcą dobrze wypaść, każde chociaż raz, żeby się pokazało. Do tablicy multimedialnej rwały się na wyścigi - czy rzeczowniki, czy tabliczka mnożenia, nie miało znaczenia.
Pewnie, że niektórym udało się za często, a inne jakoś tak po tyłach, ale w sumie tak było jest i będzie.
Dosłownie miało się wrażenie, że dzieci kochają się uczyć!
Pod koniec dzieciaki już były zmęczone i
zaczęły przeszkadzać - pewnie zachowywać się normalnie.
W
klasie strasznie gorąco i duszno mimo otwartych okien. Jak tam mają
taką temperaturę, gdy na zewnątrz zimno i deszczowo, to nie chcę tam być w
upały.
Bardzo fajne dwie godziny, ja dumna z siebie, że się wybrałam, Dunia zadowolona, że jej mama była!
Za tydzień idę z nimi na wycieczkę klasową!
A Lolek - zawsze uważał, że to obciach zapraszać rodziców - wczoraj, po moich opowieściach, pozazdrościł siostrze i oznajmił, że jeśli u niego w klasie będzie taka akcja, to też muszę przyjść. Uczynię to z wielką radością, tylko czy w VI b zrobią lekcję pokazową?